Nazywam się Adrianna, ale wolę, gdy mówi się do mnie Ada. Adrianna jest zbyt poważne, a ja mam dopiero 15 lat. Na poważne ,,przywoływanie" mnie przyjdzie jeszcze czas, kiedy będę starsza. W każdym razie...chodzę do drugiej klasy gimnazjum. Moja mama jest kucharką w pewnej restauracji w centrum Krakowa. Tak, mieszkam w Krakowie. Dzięki jej pracy, nawet nie możecie sobie wyobrazić, jak przepyszne mam na co dzień obiady! Tata...tata pracuje w jakiejś firmie komputerowej, ale szczerze mówiąc nigdy nie wnikałam w szczegóły jego pracy. Kocham Go, ale nie ukrywam, że takie tematy trochę mnie nudzą. Nie lubię rozmawiać o poważnych sprawach, dlatego też z reguły zdarza mi się ,,odpłynąć" na historii. Wojtek, czyli mój o 6 lat młodszy brat (dla ludzi, którzy nie przepadają za matematyką: ma 9 lat) przechodzi trudny wiek. Uzależnił się od truskawkowego soczku, który pewnego razu kupiła mu mama i teraz w domu nie może tego soku zabraknąć. Inaczej Wojtek wpada w szał i płacze w poduszkę. Na Boga, ja naprawdę nie wiem co z tym chłopakiem jest nie tak. Po za tym co chwilę coś niszczy! Dlatego na moim biurku, stoliku, ani nigdzie, gdzie młody mógłby dosięgnąć nie leży prawie nic. Wszystko jest pochowane w szafkach i szufladach. Coś jeszcze o mnie? A tak! Kocham zespół R5! Jestem ich fanką (czyli R5er) od dwóch lat, naprawdę, nigdy nie sądziłam, że można aż tak bardzo kochać ludzi, których się tak naprawdę nie zna. Moim największym na świecie marzeniem jest zobaczenie ich na żywo, pojechanie na ich koncert...po prostu usłyszenie ich głosów na żywo.
- Sprawdź szybko ich stronę! - Ah, tak. To Maciek. Mój najlepszy przyjaciel... w sumie od dzieciństwa. Przyjaźń damsko-męska nie istnieje? A jednak. To chyba jedyny człowiek, który ze mną wytrzymuje. Niestety jest rok starszy, więc nie chodzimy razem do klasy. Jest też ode mnie wyższy, przez co kiedy chcę Go przytulić na powitanie, muszę wspinać się na palce. I w walce na poduszki ma przewagę, a to nie jest fair.
- Kogo? - zapytałam i odwróciłam się w jego stronę.
- R5! - Nie, nie jest ich fanem, niestety. Ale często sprawdza ich strony i konta na różnych portalach, sama nie wiem dlaczego to robi.
- Po co? - przewróciłam oczami - Znów chcesz mnie nabrać? To nie jest zabawne...- wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę sali biologicznej, kiedy poczułam, że Maciek łapie mnie za ramię.
- Dlaczego mi nie wierzysz? Spójrz! - rozkazał, na co wyjęłam komórkę z kieszeni. Włączyłam internet i wpisałam adres strony R5, na której wyświetliły się nowe daty koncertów. Przeniosłam wzrok z komórki na uśmiechniętego Maćka, jednak po chwili znowu przeglądałam daty koncertów.
- Nic tu nie ma. - odparłam znudzona - Los Angeles, Anglia, Polska, Niemcy... czekaj co?! - otworzyłam szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedziałam. - Po...Po...Polska? - wydukałam, patrząc na Maćka. Ten tylko przytaknął i rozłożył ręce, abym Go przytuliła. Pisnęłam tak głośno, jakby mi się coś stało i rzuciłam się w jego ramiona, kątem oka zauważając, że cały korytarz się na mnie patrzy. Kiedy się trochę uspokoiłam, Maciek ,,kazał" mi pójść na lekcje, abym się nie spóźniła. To było okropne, do końca jeszcze dwie lekcje, nie wytrzymam dłużej w szkole! Przez obie lekcje w sumie w ogóle nie byłam skupiona. To były najdłuższe dwie lekcje w moim życiu. 5...4...3...- odliczałam w głowie. Dzwonek! Na reszcie. Wyparowałam z sali jak oparzona i od razu pobiegłam do domu.
- Przykro mi, ale nie możesz jechać. - powtórzyła stanowczo mama.
- Co? - wykrztusiłam, dławiąc się sokiem.
- Koncert jest w Warszawie, to bardzo daleko, nie ma Cię kto zawieść, a samej Cię nie puszczę. Po za tym...nie muszę Ci się tłumaczyć, nie jedziesz i już.
- Ada nie jedzie, Ada nie jedzie! - powtarzał w kółko Wojtek i wytknął mi język. Przewróciłam oczami.
- Spadaj! - krzyknęłam do brata i poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko twarzą w poduszki i zaczęłam płakać. Mama wiedziała, jak ważne to jest dla mnie. Taka okazja może się nie powtórzyć, a ona mi odmawia. Od dwóch lat zbierałam pieniądze. Mam na hotel, koncert i w razie potrzeby bilet na pociąg. Nie proszę jej o pieniądze, ani podwózkę - tylko o zgodę. Czy ona nie wie, ile taki koncert dla mnie znaczy? Reszta dnia minęła mi w sumie na płakaniu. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer Maćka. Odebrał po trzech sygnałach:
- Przyjedziesz do mnie? - pociągnęłam nosem.
- Co? Ale jest... - przerwał na chwilę. Mogłabym przysiąc, że właśnie patrzy na zegarek. - Jest 1:00 w nocy...
- Proooszę! - przeciągnęłam słowo, a po drugiej stronie słuchawki nastała cisza. - Halo? - rzuciłam, pełna nadziei, że nie usnął.
- Będę za 20 minut. - rzucił i rozłączył się. Odłożyłam telefon na szafkę i znów ukryłam twarz w poduszkach. Nie wiem kiedy czas tak szybko minął, ale z zamyślenia wyrwało mnie pukanie w okno. To był oczywiście Maciek, on rzadko kiedy wchodził drzwiami. Leniwie zeszłam z łóżka i powlokłam się pod okno, aby mu je otworzyć. Kiedy wszedł, zamknął za sobą okno i usiadł na łóżku obok mnie.
- Co się dzieje? - zapytał, patrząc mi w oczy. Uwolniłam, do tej pory wstrzymywane łzy i wtuliłam się w niego.
- Mama nie pozwala mi jechać!
- A tata? - zaśmiał się. Uderzyłam Go delikatnie w ramię i upadłam znów na łóżko.
- To nie jest zabawne, wiesz, że to moje marzenie. Teraz się nie spełni, dlaczego moja mama mnie nienawidzi? - zapytałam patrząc w sufit.
- Ej! Twoja mama Cię kocha, jasne? Martwi się. Warszawa jest daleko stąd. - sprostował.
- Masz rację, ale przecież nie będę sama... - westchnęłam.
- Jak to? A z kim masz zamiar jechać? - zapytał. Spojrzałam na niego z cwanym uśmieszkiem.
- O nie! - krzyknął. - Mnie do tego nie mieszaj, jasne? Ty...masz przecież inne koleżanki, które...
- Proszę, proszę, proszę! - przerwałam mu. Przewrócił oczami.
- Dobra. - warknął.
- Kocham Cię! - krzyknęłam i podskoczyłam na łóżku kilka razy, opadając na nie z uśmiechem.
W sobotę razem z Maćkiem poprosiłam rodziców do kuchni. Kiedy usiedli przy stole, ja wstałam i zaczęłam przemawiać:
- Wasza córka, czyli ja, tak dla sprostowania, ma jedno, wielkie marzenie. Mianowice: koncert R5. Marzenie to ma ogromną szansę się spełnić już 5 maja. Mam wszystko: pieniądze, Maćka, który by ze mną pojechał...brakuje tylko jednego.. Zgody mamy! - rzuciłam w jej stronę spojrzenie pełne smutku.
- Nie pozwoliłaś jej jechać? - zwrócił się nagle tata do mamy. - Przecież ona mówi o tym zespole od dwóch lat, nie chcesz mieć spokoju? - zaśmiał się, na co mama zmierzyła Go spojrzeniem.
- Rozmawiałyśmy już o tym. Koncert jest w Warszawie, to za daleko, a Ty nie jedziesz.
- Mamo! - westchnęłam - Nie jadę sama! Mam pieniądze, kupię bilet na koncert, bilet na pociąg i wystarczy jeszcze na hotel. Maciek pojedzie ze mną, będzie mnie pilnował, obiecuję!
- Nie. - rzuciła stanowczo.
- Możesz jechać. - uśmiechnął się tata.
- Co? - zapytała mama, na co on wskazał mi tylko, żebym lepiej już poszła. Pociągnęłam Maćka za rękę do mojego pokoju, zabrałam laptopa i usiadłam na łóżku koło przyjaciela, zamawiając bilet. Następnie opowiedziałam mu cały plan tego dnia.
5 maja zbliżał się wielkimi krokami, a ja chodziłam coraz bardziej podekscytowana oraz trochę zestresowana. Wszystkie moje myśli skupiały się na tym jednym dniu, nie myślałam o niczym innym. Mama nadal była trochę zła na mnie, ale starała się tego nie pokazywać.
4 maja. To już jutro. Cały dzień siedziałam w pokoju, słuchając wszystkich piosenek R5.
- Czemu płaczesz? - usłyszałam głos młodszego brata i spojrzałam w tamtą stronę.
- Idź stąd! - rzuciłam w niego poduszką, na co ten zniknął za drzwiami. Dopiero on uświadomił mi, że płaczę. Ale to ze szczęścia. Ciągle nie wierzyłam, że to wszystko jest prawdą. Bałam się, że za chwilę się obudzę i okaże się, że to wszystko tylko piękny sen. Otarłam łzę z policzka, znów wsłuchując się w słowa mojej ukochanej piosenki ,,Loud". To była pierwsza ich piosenka jaką usłyszałam, więc miałam do niej ogromny sentyment.
Zerwałam się z łóżka, spoglądając na zegarek. 3:24. Zdałam sobie sprawę, że w uszach ciągle mam słuchawki, w których już od dawna nie leci muzyka. Kiedy zasnęłam? Jedno jest pewne - już teraz nie usnę. Powoli zgramoliłam się z łóżka i zapaliłam lampkę leżącą na biurku. Jej światło nie dawało zbyt wiele, ale zawsze coś. Podeszłam do szafy i zaczęłam zastanawiać się, co mam ubrać. W końcu zdecydowałam się na czarny top z nadrukowanym różowym logiem R5, oraz białe getry. Będąc pewna, że już nie zasnę, ubrałam się w to, co naszykowałam. Następnie jak najciszej przemknęłam się do łazienki i zabrałam z niej prostownicę, później wróciłam do pokoju. Rozczesałam blond włosy, a następnie przejeżdżałam prostownicą po kolejnych ich pasmach. I tak dopóty dopóki całe włosy nie były wyprostowane. Przeczesałam je szczotką jeszcze raz, a następnie spryskałam lakierem do włosów, aby się nie zepsuły. Później założyłam na nadgarstek gumkę do włosów na wypadek, gdybym musiała je związać. Chwyciłam za moją torebkę i spakowałam do niej: ubrania na następny dzień, szczoteczkę do zębów, szczotkę do włosów i inne potrzebne mi rzeczy. Do drugiej, mniejszej torebeczki włożyłam wybrany przez siebie, mój ulubiony plakat R5 na podpisy, bilety, oraz portfel z pieniędzmi i butelkę wody. Na wszelki wypadek zabrałam też marker. Do bocznej kieszonki wrzuciłam komórkę i chusteczki. Byłam już spakowana i ubrana, więc pozostało mi tylko czekać. Koncert zaczynał się o 17:00, jednak ja chciałam tam być wcześniej. Z tego, co się dowiedziałam, pociągiem będziemy jechać ok. 4 godzin, a odjazd mamy o 6:00. Była dopiero 4:00, więc przede mną jeszcze dwie godziny odchodzenia od zmysłów. Położyłam się na łóżko z słuchawkami w uszach, wsłuchując się w muzykę i nie mogąc uwierzyć, że jeszcze dziś usłyszę to wszystko na żywo.
Do pokoju weszła mama i wyjęła mi z uszu słuchawki.
- Maciek już jest. - oznajmiła i uśmiechnęła się. Przełknęłam ślinę i wcisnęłam słuchawki do małej kieszonki torebki. Następnie chwyciłam torbę z ubraniami, oraz tą z biletami i wyszłam z pokoju.
Mama wcisnęła mi i Maćkowi kanapki z serem żółtym i szynką, które oboje spakowaliśmy: ja do torby, on do plecaka. Włożyłam moje ulubione, żółte trampki i zarzuciłam na siebie Niebieską bluzę. Mama pocałowała mnie w czoło, a tata przytulił mnie. Wojtek jeszcze spał.
- Uważaj na siebie, proszę Cię. Uważaj na peronach i zadzwoń do mnie od razu jak dojedziesz, a potem po koncercie. Maciek, uważaj na nią. - rozkazała moja rodzicielka, na co oboje przytaknęliśmy. Ruszyliśmy na stację bez słowa. Ja byłam zbyt podekscytowana by mówić, a Maciek doskonale to rozumiał. Nawet nie wiem kiedy siedziałam już pociągu. Oparłam głowę o ramię Maćka i...nie wytrzymałam. Odpłynęłam jak małe dziecko.
Dopiero w Warszawie obudził mnie mój przyjaciel. Od razu spod stacji ruszyliśmy pod klub, w którym miał się odbyć koncert. Wcześniej jednak zadzwoniłam do mamy i poinformowałam ją, że żyję. Niestety po drodze trudno było nam ten klub znaleźć, a ludzie w ogóle nie byli pomocni. Jedni kazali minąć super market i skręcić w prawo, po czym mieliśmy być na miejscu, a drudzy - kazali wracać i iść w zupełnie inną stronę. Każda ich wskazówka okazywała się błędna, a GPS w moim telefonie szwankował, więc zakupiliśmy mapę i za jej pomocą dotarliśmy pod klub. Już z daleka rozpoznałam piosenkę ,,Pass me by" śpiewaną przez tłum fanek zebranych pod miejscem, gdzie miały się spełnić moje marzenia. Po dwóch godzinach stania w kolejce udzieliło mi się to i zaczęłam śpiewać piosenki ukochanego zespołu razem ze wszystkimi. Nawet Maciek podśpiewywał pod nosem. Nagle usłyszeliśmy głośny pisk. Razem z moim przyjacielem rozejrzeliśmy się po tłumie, a następnie ten wziął mnie ,,na barana" i moim oczom ukazał się widok, który do tej pory nie wydaje mi się prawdą. Ross, Rocky i Riker pojawili się za szklanymi drzwiami i pomachali nam. Zapomniałam wspomnieć, że Rydel (jedna dziewczyna w zespole) Rocky, Riker i Ross Lynch to rodzeństwo, a Ellngton Ratliff to ich przyjaciel. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko to prawda. Ok godziny 16:40 zaczęto nas wpuszczać do środka. Ludzie okropnie się pchali, a ja trzymałam jak najmocniej moją torebkę. Kiedy w końcu dotarłam na salę, udało mi się przepchnąć do 4 rzędu, a zaraz za mną dołączył Maciek. Na scenie pojawił się Ryland (DJ) i zaczął puszczać różne piosenki. Były naprawdę dobre, a cała sala tańczyła i skakała w ich rytm. W pewnym momencie zgasły światła, a sala zamieniła się w jeden wielki, dziewczęcy pisk. Kiedy światła z powrotem się zapaliły, naszym oczom ukazał się cały zespół stojący na scenie. Nawet nie czułam, że po moich policzkach spłynęło już dość sporo łez. Zespół najpierw przywitał nas krzycząc,,Hi Poland!" (cześć Polska!) a potem trochę z nami porozmawiał. Następnie rozbrzmiewały już piosenki. To wszystko było nie do opisania! Piosenki, słuchane z telefonu, a te słuchane na żywo, to dwie całkiem inne sprawy. Ja, razem z tłumem wykrzykiwałam teksty piosenek tak głośno, że powoli zaczynałam chrypnąć. Kiedy zaczęli grać ,,One Last Dance" cała sala ucichła, a następnie wyjęliśmy podświetlone telefony i unieśliśmy je, następnie powoli bujając od jednej do drugiej strony i podśpiewując z zespołem tylko refren. Ta piosenka jest dość rozczulająca, więc tym razem nie płakałam tylko ze szczęścia, ale też ze wzruszenia.
Po wszystkim nadszedł czas na autografy. Stałam w kolejce do podłużnej ławy, przy której siedział cały zespół. Byłam dosyć daleko, a czas bardzo i się ciągnął, jednak cieszyłam się, że tak jest. Kiedy nadeszła moja kolej znieruchomiałam. Patrzyłam tępo na Ross'a, który siedział jako pierwszy.
- Idzie pani? - usłyszałam i obejrzałam się. To ochroniarz mnie poganiał. Nogami jak z waty ruszyłam do przodu. Położyłam na ławie plakat, który Ross podpisał, a następnie podał dalej, do Rydel. Spojrzałam jeszcze blondynowi w oczy i przytuliłam Go. W nerwach udało mi się wydukać tylko krótkie ,,I love you" ( kocham Cię). Następnie podeszłam do Rydel, która z moim plakatem uczyniła to, co Ross, tylko ona podała go do Ellington'a. Blondynkę również przytuliłam, a ona uśmiechnęła się do mnie. Ellington podziękował mi za przyjście i przybił piątkę. Uśmiechnęłam się do bruneta i podeszłam do Riker'a, który aktualnie podpisywał mój plakat. Kiedy skończył, podał go Rocky'emu. Przytuliłam jeszcze Riker'a, potem Rocky'ego i podziękowałam im za podpisy, drżącymi nogami wychodząc z klubu, przed którym czekał na mnie Maciek.

- Ja dzisiaj nie usnę. - rzuciłam do Maćka, a ten obrócił się w moją stronę, zauważając, że siedzę na jego łóżku.
- Spróbuj chociaż, jutro będziesz wykończona. - uśmiechnął się. Westchnęłam i powędrowałam na swoje łóżko. Myliłam się. Usnęłam tak szybko, jak zamknęłam oczy.
,,Marzenia są jak lawa. Czekają w wulkanie naszych marzeń, zrealizowane wybuchają z radością i zastygają w szczęśliwym spełnieniu."
Teraz wiecie, że w marzenia warto wierzyć?
* Ada nie jest osobą, która ,,odzwierciedla" mnie. Jedyne co nas łączy to miłość do R5.